Jeszcze dwa dni wcześniej prognozy były pomyślne mało deszczu albo wcale na weekend. W piątej już wiem, że nie będzie ciekawie. Ma padać a nawet lać. Do tego późnym wieczorem informacja że wszystkie pociągi mają opóźnienie i to spore nawet do 280minut. Powód awaria zasilania na dworcu centralnym. Ok idę spać, bo parę godzin zostało niech się dzieje co ma dziać. O 2 nad ranem niektóre pociągi już są z małym opóźnieniem czyli wraca do normy. Jeszcze nie pada. Pociąg mam o 4:30. Wychodzę o 3:00, bo zaczyna lać. Wychodzę mozolnie jakby wypychać psa na deszcz. Ok ruszam pelerynę na plecy i jadę.
Pociąg z Krakowa do Gdyni ma już tylko 5 min opóźnienia. Na dworcu czuje się jak w ukraińskim. Polaka już nie usłyszałem. W pociągu to samo. Pod chodzę do swojego miejsca a tam rozespani Ukraińcy po całym wagonie i na miejscach przez za wykupionych. Czy nie lepiej jakby oni chociaż pobierali rezerwacje gdzie mają usiąść jeśli jadą za free ? Najważniejsze że jadę i dojechałem bez przeszkód. W Malborku o wiele ładniejsza pogoda niż w Warszawie. Nie pada a nawet słońce się przedziera. Zameldowałem się u Karola i wyczekuje startu. Trochę ludzi już się zbiera więc będzie z kim walczyć.
Karol wygłasza dyspozycje wyścigowe i jak zawsze zdołam zapamiętać tylko pierwsze zdanie a gdzie tu mowa o jakiś utrudnieniach czy sklepach, które wymienia. Ruszamy, z okolic zamku. Nawet nie wiedziałem, że są tam takie fajne tereny zielone. Jest niespodziewanie ciepło. Dobrze że mam na sobie tylko samą kurtę i cienką kamizelkę Grupetto. Wiatru nie czujemy, bo jak się okazało jedziemy z wiatrem. Prędkości fajne. Jednak jak zmieniliśmy kierunek okazało się że wiatr jest jak na sztormie i się zmaga. Na u licach co raz więcej gałęzi. Wiatr taki, że spycha nagle z lewej do prawej stronu jezdni. Rowery pod kątem jakby skręcał. Boje się że zaraz nie stracę przyczepności. Do tego dochodzi lęk, że zaraz padnie drzewo na drogę. Tuż przede mną spada ogromna gałąź. Jej jakby mnie trafiła to by mogło być niebezpiecznie.
Kilometry ubywają staram się odłączyć ale przez ten wiatr nie jest łatwo. Przynajmniej co mogę to zmęczyć przeciwnika. Cel swój osiągnąłem nie oddałem łatwo I miejsca bez walki. Niestety nie wiem jak to zrobiłem, wmawiając sobie, że meta będzie na prostej gdzie był start. No i przegapiłem metę, tak można przegapić metę hehh. Wjechałem jak niczego się nie spodziewając na metę. Tylko w ostatniej sekundzie zobaczyłem chorągwie mety. Było za późno na sprint. Za gapowe się płaci.